Zapadająca w pamięć scena z początku „Killers of the Flower Moon” Martina Scorsese ukazuje sylwetki mężczyzn pracujących w złowrogiej czerwonawej pustce, przypominające umęczone dusze w piekle. Jeśli go widziałeś, prawdopodobnie wiesz, że jest to niepokojący obraz, który przygotowuje grunt pod niepokojące, prawdziwe wydarzenia rozgrywające się w filmie. Film, będący adaptacją książki non-fiction Davida Granna, przedstawia złowrogi okres przemocy i chciwości, którego celem był naród Osagów w latach dwudziestych XX wieku.
Na pozór zachodni dramat z epoki o morderstwach Osagów może wydawać się nieznanym terytorium dla Scorsese, znanego najbardziej z szorstkich filmów o przestępczości zorganizowanej w Nowym Jorku. Udowodnił jednak, że jest wszechstronnym reżyserem, przenoszącym widzów do różnych epok i miejsc, zachowując jednocześnie swój charakterystyczny styl. Tutaj z największą uwagą i emocjonalną ostrością porusza tragiczny rozdział w historii Oklahomy.
Przez dziesięciolecia swojej kariery Scorsese był orędownikiem ochrony sztuki filmowej. Chociaż jego doświadczenie polega na fotografowaniu miejskich ulic i gangsterów, nieustannie znajduje nowe sposoby na tchnięcie nowego życia w uznane gatunki. W „Killers of the Flower Moon” oddaje hołd westernowi, wykorzystując jego ramy do rzucenia światła na niepokojącą historyczną pomyłkę sądową. W „Killers of the Flower Moon” Scorsese pokazuje, że istnieje wiele skutecznych sposobów opowiadania znaczących historii. Film powraca do mrocznego rozdziału historii Ameryki, którego akcja rozgrywa się w rezerwacie Osagów w północnej Oklahomie w latach dwudziestych XX wieku, a który koncentruje się na prawdziwych zbrodniach, w tym morderstwach kilkudziesięciu członków plemienia na przestrzeni dekady. Niektóre ofiary zostały zastrzelone, inne wysadzone w powietrze, a jeszcze inne uznano za systematycznie zatruwane.
Scorsese, współautor scenariusza z Erikiem Rothem, wnosi do materiału zarówno szeroki zakres, jak i intymne portrety postaci. To epopeja na wielką skalę z rozbudowaną grafiką i ruchem pasującym do jej tematu. Jednak reżyser równie często ucieka do zamkniętych, mrocznych wnętrz, które odzwierciedlają kryjące się w nich motywy i niebezpieczeństwa. Leonardo DiCaprio występuje w roli Ernesta Burkharta, który przyjeżdża pociągiem do Fairfax i od razu zostaje przytłoczony chaotyczną energią nieznajomych na zatłoczonym peronie. Jako weteran wojenny dryfujący w tłumie Ernest wydaje się zarówno pełen energii, jak i, co zrozumiałe, oszołomiony nieznanym otoczeniem. Dzięki solidnej grze DiCaprio i umiejętnemu balansowaniu skal przez Scorsese – ekspansywnym, gdy ukazuje otwarte granice epoki, a zarazem intymnym, gdy eksponuje jej cienie. Służy zarówno jako hołd dla straconych istnień ludzkich, jak i przypomnienie o ciągłym dążeniu do sprawiedliwości.
Leonardo DiCaprio i Lily Gladstone ukazują związek Ernesta i Mollie z naturalizmem, który tak autentycznie rozwinął się między obydwoma aktorami. Szybko staje się emocjonalną kotwicą opowieści. W wieku 48 lat DiCaprio przedstawia Ernesta około dwukrotnie starszego od swojego prawdziwego odpowiednika. Wiek nadał twarzy DiCaprio większą wrażliwość i wyrazistość na ekranie.
Nie wspominając o tym, że Lily Gladstone zdobyła historyczną nominację do Oscara za główną rolę w filmie „Killers of the Flower Moon”. 37-letnia aktorka zdobyła swoją pierwszą nominację do Oscara w kategorii Najlepsza Aktorka za czułą kreację Mollie Burkhart. Co więcej, jej przełomowa nominacja oznacza, że jest pierwszą rdzenną Amerykanką wyróżnioną w kategorii Najlepsza Aktorka.
Choć rodzime aktorki, takie jak Keisha Castle-Hughes za „Jeźdźca wielorybów” i Yalitza Aparicio za „Romę”, przyciągnęły już wcześniej uwagę Oscara, Gladstone jest teraz pierwszą ze Stanów Zjednoczonych, która dostąpiła tego zaszczytu. Jej nominacja podkreśla nacisk filmu na dokładne przedstawienie ludu Osagów w centrum niesławnej zagadki morderstwa.